Lotnisko
w Nicei
Udało
się, żyję! Werble dla mojej zajebistości poproszę! Ale tak serio, to jestem
strasznie szczęśliwa i gdyby nie Soph, dawno całowałabym płytę lotniska. I
pomyśleć, że za dwa miesiące znowu wsiądę w samolot do Los Angeles... Clementine
do cholery, nie myśl o tym! Tak, więc wracając do sedna, zdrowo wylądowałyśmy z
Sophie i teraz ciągniemy swoje walizki przez nowoczesny terminal. Po przejściu
stu zakrętów, w końcu otworzyły się przed nami szklane drzwi i do naszych uszu
dobiegły wszystkie lotniskowe hałasy. Przez jasność panującą w pomieszczeniu,
musiałam zmrużyć oczy, bo miałam chwilowe problemy z widzeniem. Kiedy już mój
wzrok przyswoił sobie jasne światła, rozglądałam się za lokami Dan.
Wyciągałyśmy z White jak najwyżej swoje szyje (w sumie to gdy Soph stawała na
palcach, to dalej pozostawałam o głowę wyższa), no ale OK, przynajmniej
próbowała pomóc.
-Ha, zobacz, tam stoi
jakiś frajer z ogromnym transparentem.- parsknęła So. Podążyłam za jej palcem,
którym wskazywała duży transparent z napisem "SOPHIE WHITE &
CLEMENTINE BLACK". Dopiero chwilkę po przeczytaniu napisu i zobaczeniu
obrazków przedstawiających dwie postacie mina mi zrzedła i spuszczając wzrok,
ujrzałam Liam'a. Wracając na chwilę do postaci- tułowia miały kształt
trójkątów, a głowy były kwadratowe z jakimiś kropkami, które chyba miały być
oczami, ale do końca nie jestem pewna. Nogi i ręce to były po prostu krzywe
linie, a postaci różniły się tylko kolorami włosów.
-Zobacz. Ten.
Transparent.- warknęłam przez zęby i miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Blondynka szybko przeczytała to, co znajdywało się na dużym brystolu i również
nie była już rozbawiona.
-Powiedz, że to kurwa
jest tylko żart.- przełknęłam głośno ślinę, widząc wyraz jej twarzy.
Pewnie dziwicie się czemu tak reagujemy na to, że ktoś namalował nas jak
figury geometryczne, a członek jednego z najpopularniejszych boys band'ów na
świecie, trzyma ogromny brystol z naszymi nazwiskami. Otóż, właśnie kuźwa
dlatego, że Liam, jako osoba znana przyciąga uwagę pomimo transparentu, a
to, że już wianuszek dziewcząt stoi obok niego i nagrywa całe zajście- tylko
pogarsza sprawę.
Z torebki od razu wyciągnęłam okulary przeciwsłoneczne i ciągnąc duże walizki,
ruszyłam w stronę zbiegowiska. Przepychając się łokciami wśród niewyżytych
psychicznie dziewczynek, które cholera wie, co robią na lotnisku o pierwszej w nocy,
w końcu udało nam się dotrzeć do dwójki przyjaciół. Jednak nie wyszłyśmy z tego
całe. Kilka razy te małe wredoty ciągnęły mnie za włosy i uderzały łokciami w
żebra oraz cykały miliony zdjęć, ale na szczęście zachowałyśmy z White
cierpliwość.
-Clem!- poczułam jak
ktoś chwyta mnie za ramię i przyciąga do siebie, a po chwili tonęłam w uścisku
Payna.
-Zabierzcie mnie
stąd!- darła się Soph jak opętana, kiedy Danielle porwała ją w objęcia. Peazer
spojrzała porozumiewawczo na narzeczonego i już po kilku minutach przepychania
się przez fanki dotarliśmy do samochodu.
-Co to było?!-
wrzasnęła White łapiąc się za głowę i oddychając ciężko.
-Niall napisał na
swoim twitterze, że dziś przylatują jego nowe siostrzyczki.- wytłumaczyła
Peazer uśmiechając się przepraszająco. Siedziała między mną, a Soph z tyłu,
podczas gdy Li prowadził.
-Idiota.- mruknęłam
pod nosem. Nie ma co, przywitanie godne White i Black. Zobaczycie- kiedyś to na
mnie będą czekać fanki. Chociaż wolałabym przystojnych fanów 20+.
-Jak on wygląda?-
zapytała po chwili, a ja już wiedziałam, że w jej głowie rodzi się okrutny
plan.
-Blondyn.-
powiedziała krótko, a widząc nasze zdezorientowanie dodała- jako jedyny w tym
zespole ma blond włosy.
Wtuliłam się w ramię
Peazer i zaciągając się jej przyjemnym zapachem, przymknęłam powieki, a już po
kilku momentach zasnęłam.
Winnica La Cornee
Kiedy
otworzyłam oczy przez kilka minut kręciłam gałkami ocznymi chcąc zidentyfikować
gdzie się obecnie znajduję. Gdy zobaczyłam kudły Clem, dotarło do mnie, że
pewnie jesteśmy już w domu, we Francji. Tak, to na pewno prawda, bo ostatnie co
pamiętam to jak wtulam się w pluszowego słonia w samochodzie i zasypiam. Pewnie
leżałabym w łóżku do południa, ale moja potrzeba skorzystania z toalety była
ogromna, więc na paluszkach udałam się w stronę drzwi. Znalazłam się na
korytarzu i jakby bojąc się, że ktoś mnie zobaczy, obejrzałam się we dwie
strony. Zauważyłam, że na korytarzu znajduje się jeszcze kilka par drzwi, więc
nie łatwo będzie znaleźć łazienkę. Drzwi naprzeciwko mnie miały podpis, więc
może jednak nie będzie tak trudno.
-Niall.- przeczytałam
na głos i ruszyłam do kolejnych, które były na końcu korytarza. Na nich było
imię Dan i Liam'a. Kolejne drzwi to "Harry", a następne to te, z
których przed chwilą wyszłam. Jak się okazało nie miały podpisu, więc będę
musiała sama coś skombinować.
Zdenerwowana błądzeniem po korytarzu znalazłam kolejne drzwi bez podpisu
i nacisnęłam klamkę. Wparowałam do środka łazienki, ale zaraz stanęłam jak
wryta. Przede mną stał odwrócony tyłem nagusieńki chłopak.
-Harry frajerze
mówiłem, żebyś poczekał.- krzyknął, zawiązując wokół bioder biały ręcznik.
Dalej stałam z otwartymi szeroko ustami i wytrzeszczonymi oczami. W końcu
chłopak odwrócił się w moją stronę i również zdębiał.
-Harry?- zapytał
marszcząc czoło.
-Jaki Harry do
cholery?! Co pan... znaczy ty robisz w moim domu?- wrzasnęłam, kiedy powróciło
moje trzeźwe myślenie.
-Ja? W twoim?-
zdziwił się.
I wtedy dotarło do
mnie, że to musi być któryś z tych gwiazdeczek-oszołomów.
-Fuck.- przeklęłam
pod nosem i nagle przypomniało mi się, że stoję właśnie ubrana w kusej koszulce
zakrywającej ledwo mój tyłek, przed chłopakiem, który jest przepasany jedynie
ręcznikiem.
-Nie wiesz kim
jestem?
-Na zdjęciach
wyglądasz kompletnie inaczej.- syknęłam wdając się z nim w kłótnię. Brawo dla
mnie, pierwsze godziny w tym domu, a ja już zbieram wrogów, ale mówiłam
przecież, że ci frajerzy nie mają co liczyć na litość.
-Ty też nie wyglądasz
tak jak z opisów Danielle. - odgryzł się uśmiechając się dumnie.
-Doprawdy? A jak mnie
opisała?- spytałam robiąc krok w jego stronę.
-Pomyliła się przede
wszystkim w tym, że jesteś ładna.- również zrobił krok zmniejszając dystans
dzielący nas.
-Masz rację,
popełniła zasadniczy błąd.- widziałam jak zmieszał się słysząc potwierdzenie
jego słów.- o tobie też wspomniała.
-Taak?
-Mówiła, że jesteś
przystojny, zabawny, wesoły, szarmancki i wysoki, a zgadza się tylko ostatnie.-
uśmiechnęłam się słodko.
-Posłuchaj
krasnalu...- że ja kurwa przepraszam za brzydkie słowa, CO? Ja nie byłam
strasznie mała, to jego czymś rozciągali, że urósł taki duży. Szkoda, że
zapomnieli wklepać mu trochę inteligencji...
-Co powiedziałeś ty
rozkapryszony bachorze?!- wrzasnęłam.
Chłopak z dumnym
uśmiechem pochylił się nade mną i prawie wyszeptał mi na ucho:
-Jesteś brzydkim,
wrednym i denerwujacym krasnalem.
Dosyć. Zaczęłam
okładać go pięściami i wykrzykiwać wszystkie złe epitety, jakie tylko znałam.
-Jesteś taka seksowna
i słodka, gdy się denerwujesz.- kolejny słodziutki uśmieszek, który miałam
ochotę wyrzucić przez otwarte okno, tak jak i tego gamonia.
Moja uderzenia i
krzyki wzmocniły na sile, ale mimo to ten fagas stał tam i się ze mnie śmiał.
-Co tu się dzieje?-
do łazienki wszedł Liam i zdziwiony spojrzał na naszą dwójkę. Od razu
przyciągnął mnie do siebie i złapał za ręce.
-Louis, o co chodzi?-
spytał wciąż trzymając mnie w objęciach.
-A nie ważne Li,
miałem okazję poznać nasze nowe "przyjaciółki"- tutaj miałam ochotę
splunąć, bo nigdy, powtarzam NIGDY nie będzie miał szansy się ze mną
zaprzyjaźnić. -mam nadzieję, że ta druga...
-Clementine.-
powiedział Liam przewracając oczami.
-... Właśnie, okaże
się istotą myślącą.- wyprostował się i powoli kroczył w naszą stronę.- Pa, skarbie.-
szepnął mi do ucha, a we mnie się zagotowało. Chciałam kopać, gryźć, bić i
krzyczeć.
Ale jedno jest pewne-
od teraz, mój największy wróg ma na imię Louis.
Pokój Sophie
Obudziły
mnie jakieś krzyki. Nawet nie potrafiłam rozpoznać do kogo mogą należeć, jednak
przypominając sobie, gdzie się znajduję od razu pomyślałam o One Direction.
Miejsce obok mnie, które powinna zajmować Soph było puste, więc możliwe,
że to ona właśnie się z kimś kłóci. Pełna energii wstałam i włożyłam krótkie
spodenki do biegania oraz pierwszą lepszą koszulkę. Przypominając sobie, że w
pokoju Sophie jest łazienka, umyłam zęby, a włosy spięłam w koka na czubku
głowy. Wczoraj nie miałam na nic siły, więc postanowiłyśmy z Danielle, że tą
noc prześpię tutaj, a od następnej będę już w swoim pokoju. Oczywiście White
miała tak twardy sen, po tym jak zasnęła w samochodzie, że nawet ciąganie za
włosy jej nie obudziło, więc Liam musiał przenieść ją tutaj, co w sumie nie
było takie trudne, bo dziewczyna jest drobna. Ustałam przed lustrem,
poprawiając swój ubiór. Cel na dzisiaj: być w miarę miła dla tych oszołomów.
Bez
problemu znalazłam schody i zbiegając z nich wpadłam do kuchni, gdzie właśnie
przy lodówce stał jakiś chłopak. Nie jestem pewna, ale wydawało mi się, że
czegoś się obawia, bo zachowywał się nader cicho, nienaturalnie.
-Szukasz tam czegoś?-
zapytałam, a na mój głos chłopak szybko odwrócił się i złapał za serce.
-Ale mnie
przestraszyłaś.- powiedział oddychając z ulgą.
-Rodzice ci
zabraniali z lodówki korzystać, że tak się wystraszyłeś?- jak wspominałam, nie
chcę być wredna. Ale mój zgryźliwy charakter to już co innego.
-Co? Nie, nie, po
prostu... A z resztą sama zobaczysz jak tutaj przyjdzie.- machnął ręką-
zapomniałem się przedstawić, Zayn Malik.- uśmiechnął się i wyciągnął rękę w
moją stronę. Chwilę na nią popatrzyłam i w końcu zareagowałam.
-Clementine Black.-
ujęłam jego dłoń i szybko puściłam. Nie trwało to nawet trzech sekund, więc
mogę odetchnąć z ulgą, żadnym HIV'em mnie nie zaraził...
Muszę przyznać, że
chłopak był nawet przystojny, chociaż... delikatnie lalusiowaty. Miał
ciemną karnację, czarne włosy z blond pasemką były postawione do góry, a
czekoladowe oczy skanowały mnie.
-Głodna?- spytał
opierając się na lodówce i jakby zasłaniając mi do niej dostęp.
-Spragniona.-
wypaliłam i miałam ochotę uderzyć się w twarz, bo niewiadomo co ten idiota
sobie teraz pomyśli.
-Em... To musisz
poczekać.- powiedział dalej zakrywając chłodziarkę, jakby jej tam wcale nie
było. Uniosłam jedną brew i założyłam ręce na klatce piersiowej. Już otwierałam
usta, by sypnąć sentencją, ale trącił mnie jakiś blond diabeł, który popchnął
... Zack'a? Ta, chyba tak, no więc popchnął go i prawie wsadził głowę do
lodówki. Po chwili wyprostował się jak struna i z całej siły trzasnął
drzwiczkami. Powoli obrócił się i wbił zabójcze spojrzenie w Zack'a, tfu
Zayn'a.
-Gdzie. Są. Moje.
Placki.- wysyczał i gdyby mógł zabijać wzrokiem, Malik już leżałby u moich
stóp... W sumie- jednego frajera mniej.
Chyba powoli
zaczynałam rozumieć co miał na myśli mulat, mówiąc bym nie otwierała lodówki,
po prostu nie chciał żebym została stratowana przez blondyna. W jednej chwili,
ten sam chłopaczek, który przed chwilą nie pozwolił mi się napić, podniósł
palec i wskazał na mnie.
-Co?!- oburzyłam się
i lekko przerażona spojrzałam na blondyna. Zaraz, zaraz... blondyna? "W
zespole jest jeden blondyn", przypomniały mi się słowa Danielle z wczoraj.
Teraz to ja poczułam, że mogłabym zabijać wzrokiem i wkurzona podeszłam do niebieskookiego.
-Ty!
-Ja?- zdziwił się.
-On?- powtórzył Zayn.
-Tak! Przez ciebie i
twojego pieprzonego twitter'a, wasze niewyżyte faneczki-deseczki narobiły mi
siniaków na żebrach, tysiące zdjęć jak Liam mnie przytulał i do tego wszyscy
wiedzą jak się nazywam! Po jakiego kurwa zasranego grzyba pisałeś takie rzeczy
na twitterze? Wszystko tam opisujesz? Nawet jak masz iść do toalety?- z każdym
moim słowem przerażenie w jego oczach rosło. Czułam jak kuli się w sobie i
zaczyna się mnie bać. Nie powiem, poczułam pewną satysfakcję.
-Nie?- parsknął,
jednak uciekającym wzrokiem tylko pogorszył pozycję One Direction na mojej
liście "Do odstrzału".
-Dobijacie mnie.-
zamrugałam kilka razy i odwróciłam się na pięcie, idąc w stronę lodówki.- A!
Zapomniałabym, twój obecny tutaj przyjaciel zjadł placki.- uśmiechnęłam się z
pogardą i chwytając z blatu butelkę wody, zostawiłam "biednego"
mulata z głodnym blondynem.
Wyszłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Wczoraj nie miałam okazji
przyjrzeć się budynkowi, w którym spędzę dwa miesiące, ale podczas rozgrzewki
nadarzyła się na to idealna okazja. Całość została wykonana z kamienia, które
porastały w większości zielone pnącza, co razem dawało wygląd starej,
tajemniczej budowli. Okna umieszczone były w równych odstępach, a centralnie
nad drzwiami był otwarty balkon, który był na końcu korytarza. Jednak nie tylko
dom okazał się piękny. Cała winnica, w której zamieszkaliśmy zajmowała kilka
hektarów włączając w to winorośla, do których był spory kawałek. Przez cały
ogród można było przejść kamienną ścieżką, jednak na początku trzeba zejść ze
schodów, bo dom znajduje się na wzniesieniu, natomiast ogród, w dole. Mrużąc
oczy zauważając małą fontannę, altankę, kort tenisowy, a nawet basen, który na
początku trzeba wyczyścić.
Uśmiechając
się lekko ruszyłam spod winnicy i wybiegłam za bramę, na uliczkę, która
prowadzi do naszego domu. Po obu stronach rosły klony, których szum liści,
spowodowany delikatnym wiatrem, wprawiał o dreszcze na plecach. Ściskając w
dłoni butelkę wybiegłam na polną drogę, wśród lawendy i winorośli, a przez
połączone zapachy, zakręciło mi się w głowie. Zatrzymałam się i opierając
dłonie na kolanach, zaczęłam oddychać głęboko. Po uspokojeniu oddechu usiadłam
na skale, która akurat tu leżała i pociągnęłam kilka łyków z butelki. Można się
dziś spodziewać dużych temperatur, bo mimo tego, że dochodziła dziesiąta rano,
słońce nieźle prażyło. Nagle gdzieś z daleka usłyszałam krzyki zachrypniętego
głosu z typowym angielskim akcentem. W myślach policzyłam sobie ile już dziś
oszołomów z 1D spotkałam, więc to możliwe, że to jeden z nich, bo kto by tędy
chodził, przecież ta droga prowadzi tylko do naszej winnicy.
-Taylor do cholery,
nie rozumiesz, że jestem we Francji?!- krzyki stawały się coraz głośniejsze, a
sylwetka chłopaka wyłoniła się zza zakrętu i był jakieś trzydzieści metrów ode
mnie. -Byłem już na twoim koncercie kilka razy, teraz jestem tu z przyjaciółmi!
Hmm... W sumie to
nawet nie podsłuchiwałam, po prostu, siedziałam i piłam wodę, a to on darł
mordę na całą okolicę.
-NIE! NIE, TY NIE
PRZYJEŻDŻASZ DO MNIE, A JA DO CIEBIE, DOTARŁO?- mimo, że był w pewnej
odległości ode mnie to musiałam zatkać uszy, bo czułam, że zaraz mi pękną
bębenki. Kiedy chłopak rozmawiał przez telefon ja mogłam mu się przyjrzeć. Miał
brązowe, kręcone włosy, które opadały na jego czoło, trampki za kostkę, krótkie
spodenki khaki i białą bluzkę POLO. No muszę przyznać, że wyglądał nieźle...
Boże Clem, za górami, lasami i oceanem jest twój chłopak!
Kiedy był już tak
blisko, że mogłam ujrzeć jego zielone oczy raptownie podniósł telefon i chciał
nim chyba rzucić o ziemię, ale zobaczył, że go obserwuję i z uniesioną ręką
zapytał:
-Czego?- jego ton był
taki niemiły i szorstki, że po plecach przeszły mi ciarki. Ale zaraz, zaraz- ja
jestem Clementine Black, nie taki gagatek już mi próbował podskoczyć.
-Grzeczniej
kudłaczu.- syknęłam.- to ty drzesz się i pewnie słychać cię aż w mieście, które
jest oddalone o pięć kilometrów.
Chłopak zbadał mnie
wzrokiem i dałbym rękę uciąć, że uśmiechnął się pod nosem.
-Amerykanka.-
stwierdził.
-Brawo Einstainie,
powinieneś zacząć ubiegać się o nagrodę Nobla.- prychnęłam i lekkim truchtem
oddaliłam się od niego.
-To dasz mi swój
numer?- krzyknął za mną, ale w odpowiedzi jedynie wystawiłam mu środkowy palec,
na co się zaśmiał. Ciekawa jestem, czy już skojarzył, że przez dwa miesiące
będę jego współlokatorką.
Witam! mamy drugi
rozdział, który w sumie mi się podoba. Chcę podziękować za wszystkie komentarze
i nominację którą już otrzymałam, to było wielkie zaskoczenie...
Do napisania!
Ps. Która postać Wam
się najbardziej podoba?