piątek, 16 maja 2014

Pierwsza konfrontacja


Lotnisko w Nicei

   Udało się, żyję! Werble dla mojej zajebistości poproszę! Ale tak serio, to jestem strasznie szczęśliwa i gdyby nie Soph, dawno całowałabym płytę lotniska. I pomyśleć, że za dwa miesiące znowu wsiądę w samolot do Los Angeles... Clementine do cholery, nie myśl o tym! Tak, więc wracając do sedna, zdrowo wylądowałyśmy z Sophie i teraz ciągniemy swoje walizki przez nowoczesny terminal. Po przejściu stu zakrętów, w końcu otworzyły się przed nami szklane drzwi i do naszych uszu dobiegły wszystkie lotniskowe hałasy. Przez jasność panującą w pomieszczeniu, musiałam zmrużyć oczy, bo miałam chwilowe problemy z widzeniem. Kiedy już mój wzrok przyswoił sobie jasne światła, rozglądałam się za lokami Dan. Wyciągałyśmy z White jak najwyżej swoje szyje (w sumie to gdy Soph stawała na palcach, to dalej pozostawałam o głowę wyższa), no ale OK, przynajmniej próbowała pomóc.
-Ha, zobacz, tam stoi jakiś frajer z ogromnym transparentem.- parsknęła So. Podążyłam za jej palcem, którym wskazywała duży transparent z napisem "SOPHIE WHITE & CLEMENTINE BLACK". Dopiero chwilkę po przeczytaniu napisu i zobaczeniu obrazków przedstawiających dwie postacie mina mi zrzedła i spuszczając wzrok, ujrzałam Liam'a. Wracając na chwilę do postaci- tułowia miały kształt trójkątów, a głowy były kwadratowe z jakimiś kropkami, które chyba miały być oczami, ale do końca nie jestem pewna. Nogi i ręce to były po prostu krzywe linie, a postaci różniły się tylko kolorami włosów.
-Zobacz. Ten. Transparent.- warknęłam przez zęby i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Blondynka szybko przeczytała to, co znajdywało się na dużym brystolu i również nie była już rozbawiona.
-Powiedz, że to kurwa jest tylko żart.- przełknęłam głośno ślinę, widząc wyraz jej twarzy.
     Pewnie dziwicie się czemu tak reagujemy na to, że ktoś namalował nas jak figury geometryczne, a członek jednego z najpopularniejszych boys band'ów na świecie, trzyma ogromny brystol z naszymi nazwiskami. Otóż, właśnie kuźwa dlatego, że  Liam, jako osoba znana przyciąga uwagę pomimo transparentu, a to, że już wianuszek dziewcząt stoi obok niego i nagrywa całe zajście- tylko pogarsza sprawę.
      Z torebki od razu wyciągnęłam okulary przeciwsłoneczne i ciągnąc duże walizki, ruszyłam w stronę zbiegowiska. Przepychając się łokciami wśród niewyżytych psychicznie dziewczynek, które cholera wie, co robią na lotnisku o pierwszej w nocy, w końcu udało nam się dotrzeć do dwójki przyjaciół. Jednak nie wyszłyśmy z tego całe. Kilka razy te małe wredoty ciągnęły mnie za włosy i uderzały łokciami w żebra oraz cykały miliony zdjęć, ale na szczęście zachowałyśmy z White cierpliwość.
-Clem!- poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię i przyciąga do siebie, a po chwili tonęłam w uścisku Payna.
-Zabierzcie mnie stąd!- darła się Soph jak opętana, kiedy Danielle porwała ją w objęcia. Peazer spojrzała porozumiewawczo na narzeczonego i już po kilku minutach przepychania się przez fanki dotarliśmy do samochodu.
-Co to było?!- wrzasnęła White łapiąc się za głowę i oddychając ciężko.
-Niall napisał na swoim twitterze, że dziś przylatują jego nowe siostrzyczki.- wytłumaczyła Peazer uśmiechając się przepraszająco. Siedziała między mną, a Soph z tyłu, podczas gdy Li prowadził.
-Idiota.- mruknęłam pod nosem. Nie ma co, przywitanie godne White i Black. Zobaczycie- kiedyś to na mnie będą czekać fanki. Chociaż wolałabym przystojnych fanów 20+.
-Jak on wygląda?- zapytała po chwili, a ja już wiedziałam, że w jej głowie rodzi się okrutny plan.
-Blondyn.- powiedziała krótko, a widząc nasze zdezorientowanie dodała- jako jedyny w tym zespole ma blond włosy.
Wtuliłam się w ramię Peazer i zaciągając się jej przyjemnym zapachem, przymknęłam powieki, a już po kilku momentach zasnęłam.

Winnica La Cornee

   Kiedy otworzyłam oczy przez kilka minut kręciłam gałkami ocznymi chcąc zidentyfikować gdzie się obecnie znajduję. Gdy zobaczyłam kudły Clem, dotarło do mnie, że pewnie jesteśmy już w domu, we Francji. Tak, to na pewno prawda, bo ostatnie co pamiętam to jak wtulam się w pluszowego słonia w samochodzie i zasypiam. Pewnie leżałabym w łóżku do południa, ale moja potrzeba skorzystania z toalety była ogromna, więc na paluszkach udałam się w stronę drzwi. Znalazłam się na korytarzu i jakby bojąc się, że ktoś mnie zobaczy, obejrzałam się we dwie strony. Zauważyłam, że na korytarzu znajduje się jeszcze kilka par drzwi, więc nie łatwo będzie znaleźć łazienkę. Drzwi naprzeciwko mnie miały podpis, więc może jednak nie będzie tak trudno.
-Niall.- przeczytałam na głos i ruszyłam do kolejnych, które były na końcu korytarza. Na nich było imię Dan i Liam'a. Kolejne drzwi to "Harry", a następne to te, z których przed chwilą wyszłam. Jak się okazało nie miały podpisu, więc będę musiała sama coś skombinować.
   Zdenerwowana błądzeniem po korytarzu znalazłam kolejne drzwi bez podpisu i nacisnęłam klamkę. Wparowałam do środka łazienki, ale zaraz stanęłam jak wryta. Przede mną stał odwrócony tyłem nagusieńki chłopak.
-Harry frajerze mówiłem, żebyś poczekał.- krzyknął, zawiązując wokół bioder biały ręcznik. Dalej stałam z otwartymi szeroko ustami i wytrzeszczonymi oczami. W końcu chłopak odwrócił się w moją stronę i również zdębiał.
-Harry?- zapytał marszcząc czoło.
-Jaki Harry do cholery?! Co pan... znaczy ty robisz w moim domu?- wrzasnęłam, kiedy powróciło moje trzeźwe myślenie.
-Ja? W twoim?- zdziwił się.
I wtedy dotarło do mnie, że to musi być któryś z tych gwiazdeczek-oszołomów.
-Fuck.- przeklęłam pod nosem i nagle przypomniało mi się, że stoję właśnie ubrana w kusej koszulce zakrywającej ledwo mój tyłek, przed chłopakiem, który jest przepasany jedynie ręcznikiem.
-Nie wiesz kim jestem?
-Na zdjęciach wyglądasz kompletnie inaczej.- syknęłam wdając się z nim w kłótnię. Brawo dla mnie, pierwsze godziny w tym domu, a ja już zbieram wrogów, ale mówiłam przecież, że ci frajerzy nie mają co liczyć na litość.
-Ty też nie wyglądasz tak jak z opisów Danielle. - odgryzł się uśmiechając się dumnie.
-Doprawdy? A jak mnie opisała?- spytałam robiąc krok w jego stronę.
-Pomyliła się przede wszystkim w tym, że jesteś ładna.- również zrobił krok zmniejszając dystans dzielący nas.
-Masz rację, popełniła zasadniczy błąd.- widziałam jak zmieszał się słysząc potwierdzenie jego słów.- o tobie też wspomniała.
-Taak?
-Mówiła, że jesteś przystojny, zabawny, wesoły, szarmancki i wysoki, a zgadza się tylko ostatnie.- uśmiechnęłam się słodko.
-Posłuchaj krasnalu...- że ja kurwa przepraszam za brzydkie słowa, CO? Ja nie byłam strasznie mała, to jego czymś rozciągali, że urósł taki duży. Szkoda, że zapomnieli wklepać mu trochę inteligencji...
-Co powiedziałeś ty rozkapryszony bachorze?!- wrzasnęłam.
Chłopak z dumnym uśmiechem pochylił się nade mną i prawie wyszeptał mi na ucho:
-Jesteś brzydkim, wrednym i denerwujacym krasnalem.
Dosyć. Zaczęłam okładać go pięściami i wykrzykiwać wszystkie złe epitety, jakie tylko znałam.
-Jesteś taka seksowna i słodka, gdy się denerwujesz.- kolejny słodziutki uśmieszek, który miałam ochotę wyrzucić przez otwarte okno, tak jak i tego gamonia.
Moja uderzenia i krzyki wzmocniły na sile, ale mimo to ten fagas stał tam i się ze mnie śmiał.
-Co tu się dzieje?- do łazienki wszedł Liam i zdziwiony spojrzał na naszą dwójkę. Od razu przyciągnął mnie do siebie i złapał za ręce.
-Louis, o co chodzi?- spytał wciąż trzymając mnie w objęciach.
-A nie ważne Li, miałem okazję poznać nasze nowe "przyjaciółki"- tutaj miałam ochotę splunąć, bo nigdy, powtarzam NIGDY nie będzie miał szansy się ze mną zaprzyjaźnić. -mam nadzieję, że ta druga...
-Clementine.- powiedział Liam przewracając oczami.
-... Właśnie, okaże się istotą myślącą.- wyprostował się i powoli kroczył w naszą stronę.- Pa, skarbie.- szepnął mi do ucha, a we mnie się zagotowało. Chciałam kopać, gryźć, bić i krzyczeć.
Ale jedno jest pewne- od teraz, mój największy wróg ma na imię Louis.

Pokój Sophie

   Obudziły mnie jakieś krzyki. Nawet nie potrafiłam rozpoznać do kogo mogą należeć, jednak przypominając sobie, gdzie się znajduję od razu pomyślałam o One Direction.  Miejsce obok mnie, które powinna zajmować Soph było puste, więc możliwe, że to ona właśnie się z kimś kłóci. Pełna energii wstałam i włożyłam krótkie spodenki do biegania oraz pierwszą lepszą koszulkę. Przypominając sobie, że w pokoju Sophie jest łazienka, umyłam zęby, a włosy spięłam w koka na czubku głowy. Wczoraj nie miałam na nic siły, więc postanowiłyśmy z Danielle, że tą noc prześpię tutaj, a od następnej będę już w swoim pokoju. Oczywiście White miała tak twardy sen, po tym jak zasnęła w samochodzie, że nawet ciąganie za włosy jej nie obudziło, więc Liam musiał przenieść ją tutaj, co w sumie nie było takie trudne, bo dziewczyna jest drobna. Ustałam przed lustrem, poprawiając swój ubiór. Cel na dzisiaj: być w miarę miła dla tych oszołomów.
    Bez problemu znalazłam schody i zbiegając z nich wpadłam do kuchni, gdzie właśnie przy lodówce stał jakiś chłopak. Nie jestem pewna, ale wydawało mi się, że czegoś się obawia, bo zachowywał się nader cicho, nienaturalnie.
-Szukasz tam czegoś?- zapytałam, a na mój głos chłopak szybko odwrócił się i złapał za serce.
-Ale mnie przestraszyłaś.- powiedział oddychając z ulgą.
-Rodzice ci zabraniali z lodówki korzystać, że tak się wystraszyłeś?- jak wspominałam, nie chcę być wredna. Ale mój zgryźliwy charakter to już co innego.
-Co? Nie, nie, po prostu... A z resztą sama zobaczysz jak tutaj przyjdzie.- machnął ręką- zapomniałem się przedstawić, Zayn Malik.- uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę. Chwilę na nią popatrzyłam i w końcu zareagowałam.
-Clementine Black.- ujęłam jego dłoń i szybko puściłam. Nie trwało to nawet trzech sekund, więc mogę odetchnąć z ulgą, żadnym HIV'em mnie nie zaraził...
Muszę przyznać, że chłopak był nawet przystojny, chociaż...  delikatnie lalusiowaty. Miał ciemną karnację, czarne włosy z blond pasemką były postawione do góry, a czekoladowe oczy skanowały mnie.
-Głodna?- spytał opierając się na lodówce i jakby zasłaniając mi do niej dostęp.
-Spragniona.- wypaliłam i miałam ochotę uderzyć się w twarz, bo niewiadomo co ten idiota sobie teraz pomyśli.
-Em... To musisz poczekać.- powiedział dalej zakrywając chłodziarkę, jakby jej tam wcale nie było. Uniosłam jedną brew i założyłam ręce na klatce piersiowej. Już otwierałam usta, by sypnąć sentencją, ale trącił mnie jakiś blond diabeł, który popchnął ... Zack'a? Ta, chyba tak, no więc popchnął go i prawie wsadził głowę do lodówki. Po chwili wyprostował się jak struna i z całej siły trzasnął drzwiczkami. Powoli obrócił się i wbił zabójcze spojrzenie w Zack'a, tfu Zayn'a.
-Gdzie. Są. Moje. Placki.- wysyczał i gdyby mógł zabijać wzrokiem, Malik już leżałby u moich stóp... W sumie- jednego frajera mniej.
Chyba powoli zaczynałam rozumieć co miał na myśli mulat, mówiąc bym nie otwierała lodówki, po prostu nie chciał żebym została stratowana przez blondyna. W jednej chwili, ten sam chłopaczek, który przed chwilą nie pozwolił mi się napić, podniósł palec i wskazał na mnie.
-Co?!- oburzyłam się i lekko przerażona spojrzałam na blondyna. Zaraz, zaraz... blondyna? "W zespole jest jeden blondyn", przypomniały mi się słowa Danielle z wczoraj. Teraz to ja poczułam, że mogłabym zabijać wzrokiem i wkurzona podeszłam do niebieskookiego. -Ty!
-Ja?- zdziwił się.
-On?- powtórzył Zayn.
-Tak! Przez ciebie i twojego pieprzonego twitter'a, wasze niewyżyte faneczki-deseczki narobiły mi siniaków na żebrach, tysiące zdjęć jak Liam mnie przytulał i do tego wszyscy wiedzą jak się nazywam! Po jakiego kurwa zasranego grzyba pisałeś takie rzeczy na twitterze? Wszystko tam opisujesz? Nawet jak masz iść do toalety?- z każdym moim słowem przerażenie w jego oczach rosło. Czułam jak kuli się w sobie i zaczyna się mnie bać. Nie powiem, poczułam pewną satysfakcję.
-Nie?- parsknął, jednak uciekającym wzrokiem tylko pogorszył pozycję One Direction na mojej liście "Do odstrzału".
-Dobijacie mnie.- zamrugałam kilka razy i odwróciłam się na pięcie, idąc w stronę lodówki.- A! Zapomniałabym, twój obecny tutaj przyjaciel zjadł placki.- uśmiechnęłam się z pogardą i chwytając z blatu butelkę wody, zostawiłam "biednego" mulata z głodnym blondynem.
     Wyszłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Wczoraj nie miałam okazji przyjrzeć się budynkowi, w którym spędzę dwa miesiące, ale podczas rozgrzewki nadarzyła się na to idealna okazja. Całość została wykonana z kamienia, które porastały w większości zielone pnącza, co razem dawało wygląd starej, tajemniczej budowli. Okna umieszczone były w równych odstępach, a centralnie nad drzwiami był otwarty balkon, który był na końcu korytarza. Jednak nie tylko dom okazał się piękny. Cała winnica, w której zamieszkaliśmy zajmowała kilka hektarów włączając w to winorośla, do których był spory kawałek. Przez cały ogród można było przejść kamienną ścieżką, jednak na początku trzeba zejść ze schodów, bo dom znajduje się na wzniesieniu, natomiast ogród, w dole. Mrużąc oczy zauważając małą fontannę, altankę, kort tenisowy, a nawet basen, który na początku trzeba wyczyścić.
   Uśmiechając się lekko ruszyłam spod winnicy i wybiegłam za bramę, na uliczkę, która prowadzi do naszego domu. Po obu stronach rosły klony, których szum liści, spowodowany delikatnym wiatrem, wprawiał o dreszcze na plecach. Ściskając w dłoni butelkę wybiegłam na polną drogę, wśród lawendy i winorośli, a przez połączone zapachy, zakręciło mi się w głowie. Zatrzymałam się i opierając dłonie na kolanach, zaczęłam oddychać głęboko. Po uspokojeniu oddechu usiadłam na skale, która akurat tu leżała i pociągnęłam kilka łyków z butelki. Można się dziś spodziewać dużych temperatur, bo mimo tego, że dochodziła dziesiąta rano, słońce nieźle prażyło. Nagle gdzieś z daleka usłyszałam krzyki zachrypniętego głosu z typowym angielskim akcentem. W myślach policzyłam sobie ile już dziś oszołomów z 1D spotkałam, więc to możliwe, że to jeden z nich, bo kto by tędy chodził, przecież ta droga prowadzi tylko do naszej winnicy.
-Taylor do cholery, nie rozumiesz, że jestem we Francji?!- krzyki stawały się coraz głośniejsze, a sylwetka chłopaka wyłoniła się zza zakrętu i był jakieś trzydzieści metrów ode mnie. -Byłem już na twoim koncercie kilka razy, teraz jestem tu z przyjaciółmi!
Hmm... W sumie to nawet nie podsłuchiwałam, po prostu, siedziałam i piłam wodę, a to on darł mordę na całą okolicę.
-NIE! NIE, TY NIE PRZYJEŻDŻASZ DO MNIE, A JA DO CIEBIE, DOTARŁO?-  mimo, że był w pewnej odległości ode mnie to musiałam zatkać uszy, bo czułam, że zaraz mi pękną bębenki. Kiedy chłopak rozmawiał przez telefon ja mogłam mu się przyjrzeć. Miał brązowe, kręcone włosy, które opadały na jego czoło, trampki za kostkę, krótkie spodenki khaki i białą bluzkę POLO. No muszę przyznać, że wyglądał nieźle... Boże Clem, za górami, lasami i oceanem jest twój chłopak!
Kiedy był już tak blisko, że mogłam ujrzeć jego zielone oczy raptownie podniósł telefon i chciał nim chyba rzucić o ziemię, ale zobaczył, że go obserwuję i z uniesioną ręką zapytał:
-Czego?- jego ton był taki niemiły i szorstki, że po plecach przeszły mi ciarki. Ale zaraz, zaraz- ja jestem Clementine Black, nie taki gagatek już mi próbował podskoczyć.
-Grzeczniej kudłaczu.- syknęłam.- to ty drzesz się i pewnie słychać cię aż w mieście, które jest oddalone o pięć kilometrów.
Chłopak zbadał mnie wzrokiem i dałbym rękę uciąć, że uśmiechnął się pod nosem.
-Amerykanka.- stwierdził.
-Brawo Einstainie, powinieneś zacząć ubiegać się o nagrodę Nobla.- prychnęłam i lekkim truchtem oddaliłam się od niego.
-To dasz mi swój numer?- krzyknął za mną, ale w odpowiedzi jedynie wystawiłam mu środkowy palec, na co się zaśmiał. Ciekawa jestem, czy już skojarzył, że przez dwa miesiące będę jego współlokatorką.

Witam! mamy drugi rozdział, który w sumie mi się podoba. Chcę podziękować za wszystkie komentarze i nominację którą już otrzymałam, to było wielkie zaskoczenie...
Do napisania!

Ps. Która postać Wam się najbardziej podoba?

niedziela, 4 maja 2014

Cisza przed burzą

Dom Sophie

   Ostatni raz rozejrzałam się po swoim ukochanym pokoju z lawendowymi ścianami. Tak wiem, ja bezczelna, mściwa i złośliwa, a pokoik mam uroczy. No cóż, moja mama go tak urządziła, mi zostało tylko powieszenie kilku szpanerskich plakatów i postawienie w kącie gitary.
   Tak, więc rozejrzałam się po pokoju, nic nie zwróciło zbytnio mojej uwagi. Ha! Znaczy, że spakowałam się idealnie. Pomijając fakt, że na środku mojego zaścielonego łóżka siedzi Clementine drąc się wniebogłosy po spotkaniu pożegnalnym z Jo.. Z JEJ CHŁOPAKIEM (chociaż ja tej pomyłki genetycznej bym tak nie nazwała). W sumie do spotkania nawet nie doszło, z tego co zrozumiałam z jej szlochów, bo chłopak postanowił pojechać zagrać w golfa z bandą staruszków, niż pożegnać się z dziewczyną, z którą spotka się dopiero na weselu Danielle i Liam'a (oby samolot, którym będzie leciał spadł do Oceanu), czyli za calutkie dwa miesiące. Dwa miesiące całkowitej laby... Francja, słońce, zwiedzanie, przystojni faceci, przyjaciółki, Liam i One Direction. Fakt- nie przepadam za tymi frajerami, ale nie ma facetów idealnych, więc wybaczam panu Payne'owi, że przygruchał sobie takich przyjaciół. Jak na jego ślubie coś odpierdzielą to nie będzie moja wina, więc nie ma potrzeby do wstydu ze strony Dan. Oczywiście jeżeli One Direction przeżyją te dwa miesiące.
Ze mną i Clem.
W jednym domu.
Na odludziu.
Czujecie tą grozę?
-Możesz się zamknąć?!- próbowałam przekrzyczeć się przez wycie Black, która swoją drogą jutro będzie miała porządną chrypę.
-JAK ON MÓGŁ?- wrzeszczała przedłużając ostatnie litery i zadzierając głowę w górę. Przewróciłam oczami i wyjęłam z kieszeni listki gumy balonowej wpychając jej do buzi. Przynajmniej przez kilka sekund będzie cisza. Wychyliłam głowę przez okno i zobaczyłam, że taksówka, którą zamówiłam dziesięć minut temu już czeka pod domem.
-Chodź, już taksówka czeka.- zepchnęłam Clementine z łóżka i ruszyłam w stronę schodów. W domu panowała cisza, którą przerywały jedynie cmoknięcia Black. Rodzice byli właśnie w pracy, zaczynali kolejny nudny tydzień, ponieważ był poniedziałek, ze mną pożegnali się wczoraj wieczorem. Dobrze, że mama była w pobliżu, bo gdyby wczorajszy obrzęd trwał dłużej- własny ojciec zacząłby mi opowiadać jak trzeba się zabezpieczać. Taaaak, kocham swojego staruszka. Zgrabnie zniosłam walizki ze schodów, mimo tego, że ważyły więcej ode mnie. Zawsze miałam w sobie dużo energii i wigoru. Pomyślicie, że może mam ADHD. Nie bójcie się- kiedy miałam siedem lat i odwiedziła nas ciotka z Chicago, tak bardzo jej podpadłam, że sama zaprowadziła mnie do przychodni, jednak na moje szczęście, a jej nieszczęście- jestem zdrowa jak ryba! Taksówkarz w średnim wieku pomógł nam z walizkami, które już po chwili znalazły się w bagażniku samochodu, a my usiadłyśmy z tyłu.
   Uważnie przyjrzałam się swojej przyjaciółce. Brązowe loki spięte były w warkocza, który spoczywał na jej lewym ramieniu, na zadartym delikatnie nosie spoczywały okulary, zakrywające jej zaczerwienione od płaczu oczy, które zawsze mają odcień mlecznej czekolady. Nerwowo bawiła się końcem swojej kwiecistej, letniej sukienki. Dobrze widziałam jakie są tego powody. Clem po pierwsze jest bardzo wrażliwa, szczególnie dla osób bliskich, jeżeli ktoś nieznany powie jej coś niemiłego to zareaguje podobnie jak ja- odpyskuje lub wyśmieje i nie zostawi tej osobie suchej nitki. Jednak dziś ten cały Josh potraktował ją jak śmiecia i nie wiem czemu nadal może nosić miano chłopaka Black. Łaski bez- po tym jak wybaczyła mu zdradę z jakąś plastikową cizią, u której niewiadomo było gdzie tyłek, a gdzie cycki, powinien ją na rękach nosić... Po drugie dziewczyna panicznie boi się latać samolotami. Wolałaby cały ocean przepłynąć, niż lecieć tyle godzin w metalowej maszynie.
Złapałam ją za rękę i uśmiechnęłam się pokrzepiająco, gdy tylko podniosła swój wzrok na mnie. Prawda jest taka, że kocham tą dziwaczkę ponad życie i gdyby nie to, że za dwie godziny wsiadamy na pokład samolotu- Josh już wisiałby, powieszony za jaja w jakimś lesie.
-Będzie dobrze.- powiedziałam stanowczo, na co ona tylko pokiwała głową i zaczęła szukać czegoś w swojej torebce.
-Rozmawiałam wieczorem z Danielle i powiedziała, że ona z chłopakami są już na miejscu. Zobacz- podsunęła mi pod nos swój telefon. Na wyświetlaczu stała piątka chłopaków, a w środku panna Peazer.
-Czy to...- przełknęłam głośno ślinę- One Direction?
-Chyba tak. - przyjrzała się dokładniej zdjęciu uśmiechając się delikatnie.
-Danielle jest szczęśliwa.- stwierdziłam chcąc zacząć pewien temat.
-Najwyraźniej. Myślisz, że Liam będzie dobrym mężem?- spytała dalej wpatrując się w wyświetlacz.
-Oboje się kochają, tworzą parę idealną- zupełnie niechcący podkreśliłam ostatnie słowo- a poza tym- wiedzą czego chcą. Myślę, że Liam będzie dobrym mężem, a Danielle żoną.
Przyjaciółka pokiwała głowę i schowała telefon nie tocząc rozmowy dalej. Czyli- wyłapała aluzję i nie chce zaczynać tego tematu, lub jest tak głupia jak myślałam i nie zrozumiała o co mi chodzi. Ale i tak ją kocham. Popatrzyłam jeszcze raz przez jej przez ramię i uważniej przyjrzałam się czwórce chłopaków. Jeden wysoki jak góra z włosami niczym mop i przesłodzonym uśmieszkiem. Ciekawe czy byłby taki szczęśliwy gdyby dowiedział się, że te dołeczki to deformacja twarzy i na chłopski rozum ma krzywy ryj. Drugi niczym z okładki magazynu dla nastolatek (halo Sophie, przecież w każdym magaznie możesz ich zobaczyć) z włosami postawionymi na żel, jasną pedalską pasemką i oliwkową karnacją, trzeci blondyn z krzywymi zębami, na których jest aparat ortodontyczny i ostatni przytulający tego z mopem na głowie, no ale NO HOMO. Brązowe włosy zaczesane miał palcami do góry, uśmiech zajmował chyba całą jego twarz i oczy zakrywały mu okulary. Zdecydowanie Liam jest z nich najnormalniejszy.
   Po chwili znalazłyśmy się pod lotniskiem i z pomocą kierowcy, wyciągnęłyśmy swoje bagaże. Teraz tylko odprawa, chwilka na siusiu i do samolotu... Ahoj Francjo!

Los Angeles, International Airport

W ręku gniotłam już którąś z kolei chusteczkę, która coraz bardziej mokła pod wpływem pocenia moich dłoni. Potarłam nerwowo skronie patrząc na spokojną twarz Sophie, która z przymkniętymi oczami słuchała muzyki i była w swoim świecie. Spojrzałam na zegarek i poczułam jak mimo ciemnej karnacji jestem blada jak kartka papieru. Za godzinę będę siedzieć już w tej piekielnej maszynie i cholera wie, czy wieczorem wyląduję we Francji, czy też nie. Teraz w sumie jest mi to obojętne. Mój Josh zapomniał o tym, że wyjeżdżam na dwa miesiące i nic nie zrobił sobie z tego, że nie spotkamy sie do ślubu Danielle, na który dopiero po długich błaganiach zgodził się przylecieć. Obecnie nie mam pojęcia, czym denerwuję się bardziej. Tym, że własny chłopak totalnie mnie olewa czy podróżą w samolocie. Sama nie wiem, skąd u mnie ten strach. Zwykle jestem... jesteśmy razem z Sophie bardzo pewne siebie, dążące do spełnienia największych marzeń  i przede wszystkim pełne energii.                                     Kiedy chodziłyśmy jeszcze do szkoły należałyśmy do tych "popularnych". Ładne, czasem bezczelne no i nie bojące się niczego dziewczyny. Tyle przygód, po których lądowałyśmy na dywaniku u dyrektora, jednak zawsze uchodziłyśmy sucho dzięki swoim uśmieszkom i słodkim oczkom, mogłabym liczyć w setkach. Nigdy też nie było sytuacji, w której nie brałyśmy udziału razem. Jak już przypał to udział Black i White murowany. Najbardziej w pamięć zapadła mi jednak akcja z pewnym chłopakiem, w którym podkochiwałam się w trzeciej klasy gimnazjum, a on gdy sie o tym dowiedział, po prostu mnie wyśmiał. Oczywiście Sophie stwierdziła, że nie może tego tak zostawić i powiedziała, żebym się nie przejmowała, tylko odpoczęła, a ona już coś wymyśli.
   Czasem zastanawiam się co ona ma pod tą śliczną główką i skąd bierze tyle energii, wszak jest bardzo drobna!
    Wracając jednak do White i jej diabelskich pomysłów- na drugi dzień przyszła zadowolona do szkoły z torbą większą niż zwykle. Kazała mi zostać w szkole po zajęciach. Cały dzień siedziałam jak na szpilkach i gdy zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję, wystrzeliłam niczym z procy, kierując się w stronę łazienek. Nigdy nie zapomnę tego strasznego uśmiechu So, kiedy w rękawiczkach próbowała otworzyć szafkę chłopaka, który mi się podobał i gdy już się to udało wyjęła z torby gaśnicę! Tak wiem- JAK TO GAŚNICĘ? Właśnie dlatego nie wzięła normalnego plecaka, tylko największą torbę jaką znalazła.
     Już po chwili cała zawartość gaśnicy znalazła się w szafce chłopaka i zadowolona złapała mnie za rękę uciekając z miejsca zbrodni. Oczywiście nikt nie wiedział, czemu wszystkie rzeczy tamtego chłopaka nadawały sie tylko do wyrzucenia. Udowodniło mi to, że zawsze mogę na niej polegać i nikt nigdy nie stanie nam na drodze do szczęścia.
"Pasażerowie lotu z Los Angels do Nicei, proszeni są..."- momentalnie mój uśmiech przerodził się w grymas, a dłonie na nowo zaczęły się pocić.
-Chodź, chodź Clem.- nawet nie wiem kiedy Soph zdążyła wstać i przejść kilka kroków. Wstałam szybko i chwytając za rączkę swojej walizki, pociągnęłam ją w stronę blondynki.
Szybko przeszłyśmy przez odprawę i teraz przeciskając się pomiędzy ludźmi, szłyśmy na swoje miejsca. Nawet lepiej poczułam się, gdy Sophie powiedziała, że z chęcią usiądzie przy oknie. Przynajmniej nie będę musiała oglądać jak bardzo machają się skrzydła. Usiadłam w miarę wygodnie na fotelu i odchyliłam głowę do tyłu, oddychając miarowo. Przez lekko przymknięte oczy widziałam, jak blondynka przygląda mi się z troską wymalowaną na twarzy.
-Też cię kocham, ale nie musisz mnie tak skanować.- mruknęłam.
-Po prostu ja nie mogę patrzeć jak ty się marnujesz...
-Przestań, dam radę  te kilka godzin.- przewróciłam oczami i wbiłam paznokcie w podłokietniki.
-Nie chodzi mi o głupi lot samolotem, Clem. Dobrze wiesz, że mówię o tym parszywcu Josh'u.- powiedziała i znowu wbiła we mnie swoje jasne spojrzenie. Akurat ją wzięło na wyznania, kiedy startujemy, no trzymajcie mnie!
-Sophie, pozwól, że na razie zamkniesz buzię i nie będziesz mnie zagadywać, bo jakbyś nie zauważyła- WŁAŚNIE STARTUJEMY- pisnęłam, budząc tym przy okazji jakiegoś staruszka, który już zdążył uciąć sobie drzemkę.
-Spokojnie Clem, jestem przy tobie.- złapała mnie przez moment za rękę, lecz po tym jak została zmasakrowana w moim uścisku, szybko ją zabrała.
   Kiedy już 'bezpiecznie' frunęliśmy od razu poprosiłam do siebie stewardessę.
-W czymś mogę pani pomóc?- najbardziej podoba mi się to, że odkąd jestem dorosła, wszyscy traktują mnie z większym szacunkiem. Gdybym kilka lat temu przywołała tę samą kobietę- założę się, że nie zostałabym tak miło potraktowana.
-Szklankę whisky z lodem, muszę się odprężyć.- wytłumaczyłam, a ona posłusznie podała mi ze swojego wózka zamówiony trunek. Wzięłam spory łyk alkoholu, gdy stewardessa się oddaliła i przymykając na chwilę oczy, rozkoszowałam się gorzkim smakiem cieczy.- Teraz mów.- zwróciłam się w stronę lekko zszokowanej przyjaciółki.
-Powinnaś zostawić tego frajera!- powiedziała dopiero, kiedy potrząsnęła głową.- zobacz, jesteś śliczna, masz kasę, wspaniałą przyjaciółkę no i swój rozum. Wytłumacz mi, dlaczego spotykasz się z takim kołkiem?!
Faktem jest, że od pewnego czasu sama się nad tym zastanawiam. Ciągłe gderanie mojej przyjaciółki i zachowanie Josh'a daje mi do myślenia. Teraz nawet nie wiem, czy go kocham. Jejku, zaczynam myśleć i gadać jak bohaterowie Trudnych Spraw lub coś w ten de sens.
-Ja już sama nie wiem, Sophie.- westchnęłam.- narazie chcę kompletnie o nim zapomnieć, jadę w końcu na zajebiste wakacje i żaden facet nie będzie mi siedział w głowie.- uśmiechnęłam się dumnie ze swojego postanowienia. To dobry pomysł, chociaż na trochę zapomnieć o kłopotach i Los Angeles. Po to właśnie są wakacje, prawda?

Lotnisko w Nicei

Oparłam się o ramię swojego narzeczonego i wpatrywałam w tablicę przylotów, zaklinając ją w głowie, by jak najszybciej pokazała wiadomość o lądowaniu samolotu moich przyjaciółek.
 -Myślisz, że Clem i Soph polubią chłopaków?- Liam z całej siły próbował choć na chwilę odwrócić moją uwagę.
-Sama nie wiem, kiedy dowiedziały się o tym, że spędzą z nimi dwa miesiące, nie były zbytnio zadowolone.- przypomniałam sobie jak Soph wyrzuciła z siebie wszystkie najgorsze epitety w ich kierunku.
-Myślę, że się zaprzyjaźnią. Niall zrobi im jeść, Louis zawsze poprawi humor, Harry doradzi w problemach sercowych- znacząco poruszył brwiami pewnie mając na myśli Clem- no a Zayn uczesze i pożyczy ubrania.- zachichotałam i wtuliłam się w jego ciało.
-Niall jest uroczy, co nie spodoba się Sophie, bo ona nie lubi "słodzizny", Harry i Louis mogą podpaść im swoją pewnością siebie, a Zayn okaże się pewnie za "lalusiowaty".- westchnęłam.
-A ja?- spytał mój książe z bajki.
-A ty już dawno zdobyłeś ich serca.- zaśmiałam się widząc jego zaskoczenie.
-Czemu?
-Powiedzmy, że masz u nich chody dopóki jesteś ze mną.- puściłam mu oczko i pocałowałam w policzek.
-To wszystko wyjaśnia.- pokiwał głową ze zrozumieniem.- więc szykują się ciekawe wakacje?
-Z tymi wariatkami zawsze jest ciekawie, a w połączeniu z chłopakami, może powstać mieszanka wybuchowa...

***
I pierwszy rozdział mamy :) Proszę Was o chociaż jedno słówko w komentarzu, które naprawdę znaczą dla mnie wiele. Nie ma potrzeby się rozpisywać, do kolejnego i żegnam Was Miśki :)



Szablon by S1K